zasiadam ci ja do rozkosznie parującej kawki orkiszowej
słucham ci ja sobie słodkiego menuecika
i nastał poranek: dzień czwarty tygodnia,
w którym człowiek stworzył świder przemysłowy
i postanowił skowyczeć tym świdrem jak bardzo bitym psem
rzut w lewo – takim czerwonym beretem z antenką majstra Zibi – od mojego tarasu
i nastał tenże poranek, w którym być może ten sam genialny człowiek zbudował samolot
i postanowił polatać nim po moim niebie w tę i z powrotem
jak dobrze wstać i zamiast jutrzenki blasku wypić tę całą kak-O!-fonię