W wyobraźni widzę czarno-białe zdjęcie, na którym moja Mama, jako młoda dziewczyna, zbiera maliny. Jest uśmiechnięta, pod sukienką i fartuszkiem rysuje się pokaźny brzuszek brzemienny moim bratem, na szyi zawieszona, chyba na sznurku, biała emaliowana kanka, na głowie chustka chroniąca od upału.
Wychodzę z domu w tym samym celu- zbierać maliny. Zawieszam na szyi taką samą kankę i uśmiecham się do tych czarno-białych wspomnień. Otwieram osiedlową bramkę, kłaniam się Jezusowi, który jest moim Sąsiadem i patrzy na mnie wprost z tabernakulum w naszym kościółku. A potem wchodzę w inny świat. Niby dochodzi mnie tam płacz dziecka, jakieś rozmowy, szczekanie psów, ale jakby w oddali. Tylko kilkanaście kroków od domu, a moje istnienie staje się Tam modlitwą, zachwytem, dziękczynieniem. Zanurzam się w kolorach, kształtach i zapachach natury. Dla mnie ten pas zielonych opuszczonych ogródków działkowych staje się tajemniczym ogrodem, moim Zakątkiem. Cisza tam taka kojąca, śpiew ptaków i szum drzew, nieuczesane myśli kładą się na trawie i uśmiechają do siebie. Można przechadzać się wśród wysokich traw o fioletowych włosach łaskoczących niebo, można podjadać owoce, na które już czas, można zaplątać się w winoroślach, które oplatają sumiastymi wąsami wszystko co na wyciągnięcie ich zielonych szumiących młodym winem ramion.
Kiedy kanka jest już pełna malinowej słodyczy, zaczyna padać długo wyczekiwany deszcz. Niespiesznie wychodzę z kąpieli w soczystej letniej zieleni. Jak dobrze mieć takie miejsce…
Mamo, dziś moja kanka jest kolorowa. Dla Ciebie❤️.
a napisał
Pięknie opowiadasz Anetko 🙂
animamea napisał
Dziękuję Alu i Braciszku :*
ruttka napisał
w takiej kance mój tata przynosił nam zupę z baru mlecznego, gdy mama leżała w szpitalu na podtrzymaniu. Tata nie umiał gotować, my byłyśmy małe, a kanka była błękitna:)
animamea napisał
dzieki Bogu za bary mleczne i ruskie kanki na mleko 🙂